sobota, 29 czerwca 2013

Part 3

-Powinnam wracać- poprawiłam zagiętą fałdę dopiero co założonej sukni. Zayn podniósł się przykrywając kołdrą dolne partie ciała. Minęły trzy godziny odkąd opuściliśmy bankiet. Mieszkanie chłopaka mieściło się w samym sercu Londynu, zaledwie kila przecznic od mojego. -And you're just a beautiful mistake- zaintonował przyglądając się moim ruchom. Sięgnęłam po torebkę i ostrożnie usiadłam na brzegu łóżka wpatrując się w czarne źrenice. -Nie bądź ckliwy- opuszkiem palca przejechałam po Jego klatce piersiowej. Przyciągnął mnie do siebie zapewne pragnąc zatrzymać jak najdłużej. Pozwoliłam Mu błądzić dłonią po moim ciele jeszcze przez chwilę. -W jak wielki szał wpadłby Hazza gdyby się o nas dowiedział?- wplątał dłoń w moje zmierzwione włosy. Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, widywałam się z Zayn'em kiedy tylko naszła mnie na to ochota, nie przyjmowałam do wiadomości tego, że ta informacja mogłaby dotrzeć do Styles'a. -On sam ma wiele kobiet- mój głos był całkowicie obojętny co jest najlepszym dowodem na to, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. -Ale nie sypia z Twoją przyjaciółką- miał rację. Harry nigdy nie uwiódłby żadnej z moich bliższych koleżanek, przyjaźń była dla Niego czymś naprawdę ważnym i cennym. -Nie masz skrupułów- poczułam jak moje ciało pragnie dotyku mulata. Jego zaczepny uśmiech działał na mnie obezwładniająco. -Tak szczerze Chels, po co z Nim jesteś?- tym pytaniem całkowicie zepsuł ekscytujące napięcie, które znów utworzyło się między nami. Po co byłam z Harrym Styles'em? Nie mam bladego pojęcia, po prostu tak ułożyło się moje życie. Młody, przystojny, inteligentny i zabawny. Jego hipnotyzujące spojrzenie i maniery, których nie powstydziłaby się rodzina królewska. Pasowaliśmy do siebie, byliśmy tacy sami. -Zadajesz zbyt wiele pytań mój piękny- pocałowałam Go tym samym się żegnając. Dochodziła trzecia, nie mogłam pozwolić sobie na przedłużenie tego spotkania choćby o minutę. Zostawiłam Zayn'a samego posyłając Mu ostatnie, urocze spojrzenie podczas zamykania drzwi. Noc była chłodna, ulice całkowicie puste, moje myśli krążyły wokół Harry'ego. Rzadko myślałam o nas w kategoriach naprawdę poważnego związku, któremu przewodzi wielka miłość. Nie jestem osobą, która angażuje się w relacje z innymi ludźmi. Ojciec nauczył mnie dystansu do osób z którymi posiadałam bardziej zażyłe kontakty, nigdy nie rozpatrywałam, że może być inaczej. Być może naprawdę kochałam Harrego, ale nie do końca wiedziałam jak rozpoznać to uczucie. Prawdopodobnie wymagało ono większej uwagi, moja natomiast rozpraszała się pomiędzy tysiące innych, błahych spraw. Kierowca zatrzymał się przed wejściem do kompleksu. Nie podziękowałam, nigdy tego nie robiłam.

Leżałam całkiem przytomna wyczekując na znajome kliknięcie zamka w drzwiach. W końcu usłyszałam jak wchodzi do środka, oprócz Niego był ktoś jeszcze. Nie odważyłby się przyprowadzić do naszego mieszkania jednej z tych napalonych, długonogich niewiast. Podniosłam się nieznacznie, żeby dokładniej widzieć wejście. Pojawił się bajecznie uśmiechnięty, w pomiętej marynarce. Zaraz za Nim dostrzegłam Louis'a. Nie po raz pierwszy wracali razem, jakby chcąc przedłużyć swój udany wieczór. -Witaj- Tomlinson zatoczył się nieznacznie, a ja szczelniej przykryłam kołdrą, chcąc zakryć zwiewną, prawie prześwitującą koszulę nocną. -Mogłeś mnie uprzedzić- w moim głosie słychać było mocny wyrzut. -Nie chciałem Cię budzić- Hazza pochylił się nade mną chcąc złożyć na ustach pocałunek. Odwróciłam głowę nadstawiając policzek. Pachniał damskimi perfumami od Dior'a. Budzić! Ty kretynie, bawiłam się równie dobrze jak Wy! -Obiecałam, że będę na Ciebie czekać- nie mając dłużej ochoty udawać skrępowanej wstałam pozwalając Louis'owi przez chwilę podziwiać moje prawie nagie ciało. Okryłam się jedwabnym szlafrokiem i swoje kroki skierowałam na taras. Odpaliłam jednego z leżących na szklanym stole waniliowego Djarum'a. -Nie powinnaś palić. Kobiecie nie przystoi- Louis pojawiał się zawsze w momencie, kiedy chciałam być sama. Mówił do mnie, choć wiedział, że kompletnie nie interesuje mnie co ma do powiedzenia. -Mogłabyś chociaż udawać, że mnie tolerujesz. Jestem kumplem Twojego faceta Chelsea- wsadził ręce do kieszeni i zaczął bujać się na piętach niczym dzieciak. Stał przy moim boku niespełna półtorej minuty, a już miałam dość Jego piskliwego głosu i zapachu Guilty od Gucciego, który swoją drogą zwalał z nóg. -Nawet nie wiesz jak miło potrafię spędzać czas z przyjaciółmi Hazzy- odwróciłam się w Jego stronę. Był ode mnie wyższy może o 10 centymetrów, więc musiałam unieść nieco brodę, żeby lepiej widzieć Jego niebieskie tęczówki. -Masz ładne usta- słucham? Czy ja się przesłyszałam? Louis Tomlinson skierował w moją stronę komplement. Mój ironiczny śmiech rozdarł ciszę, która zapadła po Jego słowach. -Za komplementy się dziękuje- pouczył mnie. -Nie przyjmuję komplementów od ludzi w czerwonych spodniach- jeden zero dla mnie Lou. Zostawiając niedopalonego papierosa w popielniczce wróciłam do ciepłego pomieszczenia, gdzie pośrodku w samych bokserkach stał Hazza. Po Jego ciele spływały pojedyncze krople wody. -Dziś mnie nie wyrzucisz?- spiorunował mnie wzrokiem powodując, że moje ciało zapłonęło. Przyciągnął mnie do siebie zaciskając palce na moim udzie ukrytym pod delikatnym materiałem. -Wynoś się- syknęłam uśmiechając się figlarnie. Musiałam to przyznać, nikt nie działał na mnie tak jak Harry Styles. Potrafił sprawić, że w przeciągu sekundy stawałam się całkowicie uległa. Całował mnie długo i namiętnie, pozwolił mi zapomnieć, że nieopodal nas stoi Louis. Drażnił mnie, doskonale wiedział, że nie posunę się zbyt daleko. -Tommo napijemy się w salonie- skinął na kolegę. Louis rzucił mi jeszcze jedno powłóczyste spojrzenie i zaraz za Harrym opuścił naszą sypialnię.


Słyszałam ich głośne śmiechy dopóty nie zaczęło świtać.

piątek, 28 czerwca 2013

Part 2

W nozdrza uderzył mnie zapach alkoholu, jednak nie to skłoniło mnie do otwarcia oczu. Leżał wtulony w moje plecy, Jego dłoń spoczywała na moim nagim brzuchu. Ta sama, która wczorajszej nocy błądziła po ciele rudowłosej kobiety. Delikatnie wyswobodziłam się z Jego objęć. Otworzyłam okno balkonowe, na tarasie stała otwarta butelka wina. Pociągnęłam kilka łyków czując jak po moim organiźmie rozlewa się wybawcza fala ciepła. Wróciłam do środka i usiadłam na skraju łóżka, dłoń wplotłam w niesforne loki mojego mężczyzny. Nie po raz pierwszy kazałam Mu nie wracać, wyrzucałam Go ze swojego życia tymczasem On wracał niczym bumerang. -Mój słodki Harry- uśmiechnęłam się napawając widokiem Jego umięśnionego torsu. Dziś wieczór mieliśmy zaplanowaną imprezę charytatywną, której przewodzili chłopcy z One Direction. Błękitna suknia od Mary Quant wisiała w salonie czekając na swoją premierę.
Śniadanie postanowiłam zjeść sama, trzymając się ścisłej diety zdecydowałam się na otręby i sok z marchwi. Usłyszałam kroki, gdy wsadzałam naczynia do zmywarki. Obudził się, czułam Jego wzrok na swoim plecach, za chwilę ciepłe dłonie na talii, usta na ramionach. Odchyliłam głowę do tyłu napawając się dotykiem Harrego. Był tak delikatny, z każdym Jego dotykiem ciśnienie mojego ciała podnosiło się do maksimum. Odwróciłam się i wpiłam w Jego usta, pragnęłam zaznaczyć, że należy i zawsze będzie należeć tylko do mnie. -Mogę liczyć na kawę?- musnął nosem mój policzek i zajął miejsce na wysokim barowym krześle. Podsunęłam Mu kubek z gorącym espresso, sama sięgnęłam po przygotowanego chwilę wcześniej drinka z dość sporą ilością czystej wódki. -Nie za wcześnie na alkohol?- Jego zielone tęczówki zatrzymały się na mojej twarzy przewiercając mnie na wylot. -Nie za późno na powrót do domu?- odbiłam piłeczkę, a On jedynie uśmiechnął się uroczo pozwalając mi delektować się znanym i lubianym „Sex on the beach”. Tak wyglądał prawie każdy wspólny poranek – całkowita cisza przerywana od czasu do czasu luźną uwagą czy pytaniem. Cóż, muszę przyznać, że wystarczy mi sam Jego widok. -Wezmę prysznic- nie musiał mnie o tym informować, doskonale wiedziałam, że zaraz po wykonaniu podstawowych porannych czynności wsiądzie do swojego czerwonego Jaguara i spędzi kilka godzin na załatwianiu prywatnych, ważnych spraw. Ja natomiast odwiedzę kosmetyczkę i fryzjera, dzisiejszy wieczór wymaga ode mnie wiele czasu spędzonego na przygotowaniach.

Delikatnie mówiąc nie przepadam za kolegami Styles'a. Przypominają bandę rozwydrzonych dzieciaków, a On sam traci przy nich swój męski urok. Najgorszym wydaje się być Louis Tomlinson, zero klasy, styl klauna cyrkowego, odzywki całkowicie nie na miejscu. To On jest najlepszym przyjacielem Hazzy. Mój grecki bóg, ubrany w czarny, dopasowany garnitur omiatał wzrokiem salę. Zbliżyłam się i chwyciłam Jego dłoń pozwalając fotografom na kilka upamiętniających nasze szczęście zdjęć. -Ładnie wyglądasz- głos Tomlinsona wydawał mi się być bardzo odległym. -Dziękuję, Ty natomiast chyba zapomniałeś się przebrać- miał na sobie spodnie w kolorze czerwonym i białą, naturalnie wymiętą koszulę. Uśmiechnął się zadziornie puszczając moją uwagę mimo uszu. Z tacy przechodzącego obok kelnera zabrałam kolejny kieliszek szampana. -Nie pij więcej- Harry nie martwił się o moje jutrzejsze samopoczucie, nie chciał, żeby Jego ukochana wywołała skandal. Jasne, być może nadużywałam alkoholu, ale nie miałam z tym problemu. -Nie martw się, wieczorem będziesz mógł się mną zająć- pozostawiłam na Jego szyji ciepły oddech. W głowie zaczęło mi lekko szumieć, na chwilę zapomniałam, że sala bankietowa hotelu Hilton nie jest jednym z modnych klubów. Odnalazłam wzrokiem Zayn'a i odważnie podeszłam bliżej, zawieszając się na Jego ramieniu. - Chodźmy- szepnęłam Mu do ucha bawiąc się guzikiem Jego czarnej koszuli. -Uspokój się- zamaszystym ruchem ręki odsunął mnie posyłając śliczny uśmiech organizatorce całej tej nudnej imprezy. -Spójrz, wszyscy są zajęci- zawsze udawało mi się Go zachęcić, bez względu na czas i miejsce w którym się znajdowaliśmy. Dobrze myślicie, sypiałam z Zayn'em jeszcze zanim zamieszkałam z Harrym. Był całkowitym przeciwieństwem Hazzy, zadziorny i cholernie seksowny z tą całą otoczką niegrzecznego chłopca. -Nie daj się prosić- pozwoliłam sobie zjechać dłonią niżej. Zatrzymał ją odrzucając w bok. -Jesteś zdrowo popieprzona- syknął i ku mojemu zdziwieniu zostawił samą wdając się w rozmowę ze stojącym nieopodal Horanem. Niech Cię szlag Malik. -Jeszcze chwila i będzie trzeba Cię stąd wynieść- Louis zabrał mój pusty kieliszek i odłożył na stolik obok. -Zatroszcz się o siebie Lou- podążałam wzrokiem za kelnerem, ściślej mówiąc za tacą, na której prezentowały się pełne kieliszki musującego napoju. -Harry jest na Ciebie odrobinę wściekły- kącik moich krwisto czerwonych ust uniósł się ku górze. -Nie martw się, ktoś na pewno Go pocieszy- szczerze, dzisiejszy wieczór pragnęłam spędzić z Malikiem, więc Styles mógłby znaleźć sobie towarzystwo, co byłoby mi jak najbardziej na rękę. Błysk fleszy zmusił mnie do zapozowania przy Tomlinson'ie. Objął mnie delikatnie w pasie posyłając fotografom swój wyuczony uśmiech. -Nie przyzwyczajaj się- minęłam Go kierując się ponownie w stronę Zayn'a. Nigdy mi nie odmawia, dzisiejszego wieczoru nie będzie wyjątku. -Nie daj się prosić- nie wzbudzając podejrzeń pomachałam do Hazzy racząc Go jednym ze swoich najsłodszych uśmiechów. -Spotkajmy się za godzinę na parkingu- przelotnie dotknął mojego ramienia. Był kumplem mężczyzny z którym żyłam co dodatkowo podkręcało atmosferę między nami. -Kochanie- Harry dość brutalnie przyciągnął mnie do siebie. -Po bankiecie wybieram się z Loui'm na drinka. Masz ochotę do nas dołączyć?- jak zwykle szarmancki i te Jego maniery. Położyłam dłoń na Jego policzku, wyczuwałam już lekki zarost. -Jestem zmęczona. Zaczekam na Ciebie w łóżku- w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą trzymałam dłoń pozostawiłam krótki pocałunek.

Przed hotelem kłębiły się tłumy, podstawianie przez parkingowych samochody tamowały odrobinę ruch. Nikt nie miał prawa zwrócić uwagi na to, że zamiast Harrego Styles'a do mojej limuzyny wsiada Zayn Malik

czwartek, 27 czerwca 2013

Part 1

Wrzuciłam sportową torbę do bagażnika białego Range Rover'a. Jeśli mowa o samochodach model Evoque jest moim faworytem, dlatego właśnie nim najchętniej pokonuję kolejne kilometry zatłoczonymi ulicami Londynu. Zasiadłszy za kierownicą zorientowałam się, że nie oddałam do podbicia karty. Na siłowni bywałam dwa, czasem trzy razy w tygodniu i wylewając siódme poty utrzymywałam idealną sylwetkę. Gratis mogłam patrzeć na naprawdę męskie, spocone,umięśnione ciała do woli. Jeszcze się nie przedstawiłam – Chelsea Ann Shelley. Stała bywalczyni najbardziej prestiżowych imprez na świecie. Zastanawiacie się czym się wkupiłam w łaski show biznesu? Otóż nie jestem modelką, mimo że moje ciało jest proporcjonalnie idealne. Nie wystąpiłam w ani jednym filmie, nie nagrałam żadnego kasowego przeboju ani nie napisałam książki. Jestem Shelley – mój tato ma w posiadaniu całe wyspy, mnóstwo lokali i ludzi. Odkąd uzyskałam pełne prawo do zarządzania własnym kontem bankowym nie oszczędzam na niczym. Nie oceniajcie mnie pochopnie. Owszem, kocham życie w przepychu ale nie robi to ze mnie głupiej dziewczynki. Jeśli los sprawił, że urodziłam się w tej właśnie rodzinie dlaczego miałabym tego nie wykorzystać prawda?
Wcisnęłam pedał gazu dzięki czemu załapałam się na „późne zielone”. Ktoś z prawej strony nacisnął klakson, co kompletnie mnie nie obeszło. Pędziłam dalej słuchając wielbionego przeze mnie Ed'a Sheeran'a. Ostatnie dźwięki ballady rozbrzmiały, kiedy zgasiłam silnik na poziomowym parkingu apartamentowca. Kwadrans po dwudziestej, więc jestem wcześniej. Rzadko zdarzało się, żebym odświeżała się dopiero w domu. Schodami weszłam na parter.
-Niestor- kiwnęłam głową do stojącego za recepcyjną ladą młodzieńca. Pochodził z Rosji, Jego akcent drażnił uszy jeszcze długi czas po odbytej rozmowie. Podałam Mu swoje szorty i bokserkę, powinnam jak każdy inny mieszkaniec One Hyde Park wrzucić je do odpowiedniej przegródki przy pralni, ale zawsze szkoda było mi czasu, aby pokonać odcinek prowadzący do drugiego, mniejszego budynku kompleksu. Chłopak chyba już zdążył się przyzwyczaić do moich manier. Tak, jestem zmanierowana, każdy kto mnie zna powtarza mi to bez ustanku, prawie do znudzenia. Mimo uszu puściłam Jego życzenia miłego wieczoru, smacznego i co tam jeszcze. Marzyłam o prysznicu i lampce czerwonego Cheval Blanc. Od progu przywitał mnie zapach znajomych perfum. Z holu przeszłam do salonu, gdzie panowała grobowa wręcz cisza. Zajrzałam więc do sypialni, przed lustrem stał On – wspaniałe ciało, kręcone włosy w lekkim nieładzie, bożyszcze milionów. Harry Styles wydawać się mógł idealny. Przyglądałam się w milczeniu jak zakłada czarne rurki pozwalając wspomnieniom na chwilę zawładnąć moim umysłem. Poznaliśmy się półtora roku temu na after party jednej z większych fet MTV. Od razu wiedziałam, że będzie mój, zawsze dostawałam to czego pragnęłam. Zamieszkaliśmy razem po pół roku ukradkowych randek i schadzek w podrzędnych hotelach, wywołując tym samym „bum” we wszystkich środkach masowego przekazu. Po dwunastu miesiącach wspólnego dzielenia rachunków i łóżka nadal nie mogę stwierdzić, że Go kocham. Darzę Go jakimiś ochłapami uczuć, mimo że zdradza mnie przy każdej sposobności po czym wraca i bez wyrzutów sumienia dotyka mnie jakbym była Jego najcenniejszym skarbem. Taki właśnie jest Harry, ale i ja nie jestem idealna. Jesteśmy typową medialną parą, kochaną przez paparazzich.
-Wychodzisz?-usiadłam na brzegu wielkiego łóżka dając Mu do zrozumienia, że od dłuższego czasu Go obserwuję. Przeczesał dłonią włosy i odrzucił niesforne loki odrobinę na bok. -Skarbie- zbliżył się i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Lubiłam Jego usta, były miękkie i zawsze słodkie. Pchnął mnie lekko sprawiając, że moje ciało opadło na brązową pościel. Dość mocno złapał moje nadgarstki, a Jego usta musnęły szyję. Znał mnie już dość dobrze, wiedział, że nic nie rozbudza we mnie ognia tak jak pocałunki właśnie w tym miejscu. Moim ciałem targnęło podniecenie w chwili, gdy zadzwonił telefon Styles'a. Odrobinę pokracznie zszedł ze mnie wygładzając zieloną koszulę. -Nie czekaj na mnie- schował swój Blackberry do kieszeni i wyszedł zostawiając po sobie jedynie mrowienie na mojej skórze. Znałam ten scenariusz. Wróci nad ranem odurzony alkoholem, pachnący tanimi, damskimi perfumami i kładąc się przy moim boku wybełkoce jak bardzo mnie kocha i jaką jestem piękną kobietą. Nie interesowałam się tym gdzie i z kim się spotyka. Był przystojnym mężczyzną, moim mężczyzną. Z jakąkolwiek kobietą sypiał zawsze wracał do mnie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, uwielbiałam się sobie przyglądać, gdy moja twarz była całkiem wolna od jakichkolwiek kosmetyków. Odkręciłam wodę i weszłam do kabiny pozwalając aby chłodny strumień wody obmył moje nagie ciało. Spędziłabym tak najbliższe pół godziny, gdyby nie odezwał się mój telefon. Niedbale owinęłam ręcznik wokół talii. „Fabric o północy? XOXO”. Hannah była moją przyjaciółką, jedyną osobą, której mogłam się zwierzyć z najgorszych lęków i największych pragnień. Nie odpisałam, dobrze wiedziała, że nie przepuszczę okazji pokazania się w najbardziej ekskluzywnym i kultowym klubie Londynu. Czarna, obcisła sukienka z białymi wstawkami wydawała się być idealną na ten wieczór. Sporo czasu poświęciłam na makijaż, chciałam wyglądać perfekcyjnie w każdym calu. Kilka razy spryskałam się ulubioną nutą zapachową. Spodziewałam się być na Charterhouse jeszcze przed północą.

Bez zbędnych grzeczności otwarto przede mną bramkę i po raz kolejny mogłam uśmiechnąć się zjadliwie do tłumu próbującego dostać się do środka. Przywitałam się z kilkoma znajomymi osobami, których imion nie pamiętałam. Z daleka dostrzegłam kruczoczarne włosy Hannah, ku mojemu zaskoczeniu prężyła się eksponując swoje wdzięki przed Zayn'em Malikiem – przyjacielem Styles'a. Kilka kolejnych kroków utwierdziło mnie w przekonaniu, że lepszą opcją było spędzenie tego wieczoru na tarasie z butelką wina. Harry bez oporów, namiętnie obdarzał pocałunkami rudowłosą kobietę. Po raz pierwszy na własne oczy widziałam Go z inną. Wydawało mi się, że cała ta scena jest jednym z tych gorszych snów, które miewałam dość często. -Spójrz na mnie. Spójrz!- powtarzałam w myślach niczym mantrę. -Spójrz sukinsynu!- poczułam satysfakcję, gdy Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Uśmiechnął się uroczo bawiąc się lokami swojej towarzyszki. Jego dłoń zatrzymała się na Jej udzie. Mój widok nie przeszkadzał Mu zajmować się tą zdzirowatą lalą. Pewnie kręcąc biodrami ruszyłam przed siebie. Nachyliłam się nad Styles'em całkowicie ignorując Jego uroczą partnerkę. -Mógłbyś być odrobinę bardziej dyskretny- prawie zamruczałam. Tym razem Jego uśmiech na mnie nie zadziałał. -Nie chcę Cię więcej widzieć w moim mieszkaniu.- pocałowałam słodko Jego gładki policzek wprawiając w zakłopotanie rudowłosą. Uśmiech na mojej twarzy był na tyle wymuszony, że zaczynał sprawiać ból.


Noc była ciepła, założyłam zwiewną koszulę nocną, tę którą On lubił najbardziej. Odurzona alkoholem zamknęłam oczy wiedząc, że rano zastanę Go obok.